©2009 Mirosław Andrzejewski – Zbirek |
Polityka rodzinna mieści się dziś między hasłami: „Gówniarzu, co się będziesz mądrzył!” a „Zamknij się w końcu ty lewacka kurwo!”.
Jak żyć, kiedy polityka dzieli nawet rodziny?
Spytaliśmy małżonków, siostrzeńców albo braci na krawędzi kłótni.
CO SIĘ STAŁO Z WUJKIEM?
To pytanie nurtuje Beatę, prawniczkę z Kalisza, która głosowała na PO i przez to trudno jej się dogadać z rodziną:- Na imieniny ojca, Franciszka, na początku grudnia zjechała się cała rodzina.
Prawie sami PiS-owcy, wyznawcy Radia Maryja. Masakra. Ja, mój brat i ojciec to według nich lewactwo. „Będziecie pracować do usranej śmierci i dobrze wam tak”, co chwila takie teksty. Brat się wkurzył, poszedł do swojego pokoju, niby pracować.
Pół rodziny działa w radzie parafialnej, czytają Pismo Święte w czasie mszy, potem herbatki, kawki z proboszczem. Tacy dobrzy ludzie. A jak przyjechali to: „A widziałaś, jaka tamta gruba? A tamci to oszuści, złodzieje, mają trzy auta! Na pewno ukradli”.
Albo: „Na wakacje do islamistów? Jeszcze was wysadzą. Polska dla Polaków!”.
Aż ślina im ciekła z furii. A wujek aż się zapowietrzył i musiał wyjść się przewietrzyć. I tylko biedna mama próbowała załagodzić sytuację w stylu: „Może komuś gołąbka?”.
W święta pouśmiechamy się pod nosem albo popukamy w czoło, jak nikt nie będzie patrzeć. Będziemy starali się wy- miksować na miasto.
Takiego hard core’u dawniej nie było. Ten wujek, co się zapowietrzył, miał zawsze w dupie politykę. Co się stało? Starość? Frustracja? Otwierał biznes z ciuchami, nie wyszło, zazdrości innym jak cholera.
JAK PRZETRWAĆ ŚWIĘTA?
Od kilku tygodni zastanawia się nad tym Alicja specjalistka PR z Wrocławia, mocno liberalna, w odróżnieniu od przyszłych teściów:- Spodziewam się rzezi. Moi rodzice to totalna Platforma, rodzice mojego chłopaka popierają PiS. Już ćwiczyliśmy z chłopakiem scenki na wypadek mocniejszej kłótni: zagadamy o orkiestrę na wesele, o liczbę gości, o menu.
Teść potrafi wpaść w furię. Na własnych imieninach pokłócił się z bratem o „kaczuchy”. Walnął pięścią w stół, aż talerz spadł. Mój ojciec nie da sobie wejść na głowę. Wierzy w Donalda. Z mamą ustawiłyśmy stół tak, żeby przemieszać ich dziećmi, bo dzieci ocieplają klimat. Nie wypada wtedy wydzierać się czy przeklinać.
Przeniesiemy też telewizor z salonu do innego pokoju. Nie będzie w tle wiadomości, lepiej nie ryzykować.
Strasznie mnie to stresuje. Mój chłopak, jak przyjeżdża do domu, to kłamie dla świętego spokoju, że chodzi do kościoła. Gdyby się dowiedzieli, że spaliśmy razem, toby chyba wyszli. O, kolejny trudny temat.
KTO BARDZIEJ ODJECHAŁ?
Małgorzata, nauczycielka z Pomorza, która głosowała na Nowoczesną, zastanawia się, kto bardziej odjechał - jej matka czy ciotka.- W rodzinie mojego męża zawsze byłam uznawana za „tę złą”. I to nie tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła. Jeździmy tylko na święta. Ja sobie szepcę z córką na boku, syn się upija, a mąż rozmawia, w końcu to jego rodzina.
Dawniej mogłam pogadać z ciotką mojej mamy. Stara panna, dużo czytała, oglądała filmy. A teraz, jak córka mówi, że oglądała „Harry’ego Pottera”, to ciotka, że ksiądz nie pozwala. Jak tłumaczymy, że to baśń o walce dobra ze złem, to wychodzi, żeby się nie kłócić, bo „to byłby grzech”. Zasypia z Radiem Maryja, budzi się z Telewizją Trwam. Możemy rozmawiać tylko o pracy, ale i tak jak się na coś skarżę, to odpowiada: „Powinnaś być nastawiona bardziej pozytywnie, bo to Bóg tak chce”.
Przyjmuję ten odjazd spokojnie. Moja matka poszła w witaminy, wszystkich by leczyła. A ciotka w religię.
JAK ŻYĆ NA FACEBOOKU?
W tej kwestii Marta, informatyk z Warszawy, musi się sporo nagimnastykować, bo wstawia na Facebooka po kilka zdjęć Andrzeja Dudy dziennie:- Mam kuzynkę, znałyśmy się od dziecka. Mieszka od lat w Anglii. Kiedyś jak wpadała do Polski, to zawsze były kawa, ciacho, ploteczki. Z postu jej matki na fejsie dowiedziałam się, że jest w Polsce. Ale o spotkaniu nie ma mowy, okazało się, że już się nie znamy. Usunęła się z moich znajomych, bo nie lubi PiS.
Sama też kasuję ludzi, nie chce mi się tracić nerwów. Od wyborów usunęłam ponad 50 znajomych, a przyszło 50 nowych osób z takimi poglądami jak moje.
Czasem trzeba ostro napisać. Twitter w nocy szaleje. Pisiory obserwują pisiorów, a platfusy platfusów. Jak ktoś zajdzie na nie swoje podwórko, to jest prowokatorem.
Pewnego razu obudziłam się i zobaczyłam, że ubył mi znajomy - chłopak, z którym sypiałam. Napisał tylko „idiotko”. Pogodziliśmy się, ale powiedział wprost: dopóki będzie na moim profilowym zdjęcie prezydenta Dudy, nie będziemy się spotykać. Teraz muszę go blokować, odhaczać w postach, tak żeby nie widział, co wrzucam. Cała logistyka jest. Może się kiedyś jeszcze spotkamy, to nie usuwam. Fajny jest, przystojny.
Ale związek z platfusem nie ma szans. To i tak się potem wali. Raz spotykałam się z facetem i zaczynamy po trzeciej randce dyskutować o biedzie, in vitro. I słyszę: „Faszystowska dziwko, obyś nie miała nigdy dzieci”.
Teraz spotykam się z chłopakiem o innych poglądach. Jest kukizowcem. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ale do PiS ma zastrzeżenia. W ogóle nie rozmawiamy o polityce. Jak przychodzi do mnie, chowam zdjęcie z prezydentem. Na szczęście on nie ma Facebooka, nie widzi, co tam wypisuję.
CO SŁYCHAĆ U WROGA?
Agata, pracownica kancelarii komorniczej w Kaliszu, nie chce, żeby prawicowcy zawracali jej głowę, ale woli wiedzieć, „co tam u wroga”:- Założyłam kiedyś profil na Sympatii. Sami kukizowcy, korwinowcy i pisowcy. Masakra. Jeden mi tłumaczył, że Korwin to supergość. Zacytowałam, że kobiety są głupsze, a niepełnosprawnych nie powinno się pokazywać w telewizji. On: „A tam, Wybiórcza robi z niego oszołoma”. Wkurzyłam się i napisałam: „Korwinowcom, kukizowcom i wyznawcom pisowcom mówię: nie!”.
Pisali tak: „Idź się bawić w homo małżeństwa i trzyj się z Muzułmanami pod wielbłądem na pustyni”. Albo krócej: „Komunistka”, „O fuj, lewactwo”. Ale nikogo nie usunęłam, wolę wiedzieć, co tam po stronie wroga.
CZY PRZEPRASZAĆ CIOTKĘ?
Łukasz, inspektor z Warszawy, kibic i pisowiec, czasem tylko się zastanawia, czy nie przesadził wobec ciotki z Krakowa: - Jak w 2005 roku Tusk przegrał z Kaczyńskim, to płakałem. Byliśmy z żoną młodzi, w miarę bogaci i mocno liberalni. Potem polityka mnie nie grzała, jakieś spory o krzesło - aż do Smoleńska. Zdołowało mnie, jak nażelowani gogusie drą łacha z tych biednych ludzi pod krzyżem. Założyłem konto na Twitterze, potrafię wysłać nawet 100 tweetów dziennie. Żona się martwiła, że jeszcze mnie z pracy wyrzucą. A teść się denerwował: „Gówniarzu, co się będziesz mądrzył!”.Najgorsze są awantury z wujostwem w Krakowie. To taki „syty Krakówek”, nienawidzą PiS, że wszystko by dawało, a przecież „do wszystkiego trzeba samemu dojść”. Ciotka wyjeżdża, że ten Duda to „wstyd dla Polski”, ja, że wstyd to „ten wasz debil Komorowski”. Aż mama prosi, żeby przestać i porozmawiać o butach do biegania, bo tam wszyscy biegają. Ale trzeba to wykrzyczeć, przejść katharsis. Potem mi się robi głupio, bo ciotka jest fajna, dawała mi kiedyś darmowe korki z matematyki. To ją przepraszam i jest dobrze, póki się za dużo koniaku nie wypije.
Obiecałem w tym roku żonie, że na wyjazd przekładam kartę do starego telefonu bez Twittera. Żeby się nie nakręcać.
A żona też w tym roku zagłosowała na PiS, bo się wkurzyła na kredyty we frankach. To dobrze, bo jak dziewczyna mojego kumpla po ostatnim Marszu Niepodległości dąsała się, że to „naziści”, to Andrew nie wytrzymał i ryknął: „Zamknij się w końcu, ty lewacka kurwo”.
JAK ZROZUMIEĆ PISIORA?
Joanna z Opola, strateg reklamowy, która głosowała na Zjednoczoną Lewicę (a jej mąż na PiS), nawet nie musi sobie zadawać tego pytania. Sama zaczyna od „mowy obrończej”:- Rozumiem mojego męża. Kiedyś razem głosowaliśmy na PO, ale frustracje po aferach platformerskich albo decyzje dotyczące jego środowiska zawodowego zrobiły swoje. On pracuje w szkolnictwie wyższym, Platforma postawiła na amerykanizację, nie doceniała humanistyki. To nie jest takie zaczadzenie polityką jak u pokolenia 60 plus, tylko racjonalny wybór.
Jesteśmy pracoholikami, nie mamy czasu, żeby się emocjonować polityką. Nie dyskutujemy o in vitro, bo nie mamy dzieci, ani o wieku emerytalnym, bo oboje chcemy pracować, jak długo się da. Głosujemy, ale bez emocji.
JAK SIĘ NIE SZANOWAĆ?
Jak brat z bratem mógłby się nie kochać, nie szanować, nie lubić? Mateusz Pospieszalski, muzyk, który głosował na Nowoczesną, jest zdziwiony pytaniem. Jego brat Jan jest „frontowym dziennikarzem” PiS:- Unikam rozmów politycznych. Żyjemy tym, co nas łączy, nie - dzieli. Muzykujemy, towarzyszą nam nasze dzieci. Janek jest świetnym organizatorem, dzięki temu np. w sezonie kolędowym będziemy grać razem 15 występów z kolędami rodzinnymi. Poglądy polityczne można mieć swoje, ale rodzina jest wspólna.
JAK SIĘ NIE ODDALAĆ?
Prof, Piotr Szukalski z Katedry Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej UL zwraca uwagę na słabnące więzi rodzinne:- Jak młodzi się pobierają, mają wyraziste poglądy, tyle że nijak mające się do życia. One mogą ewoluować w różnych kierunkach. I po 20-30 latach ci ludzie mogą być na dwóch różnych biegunach.
W przypadku młodszych osób sfera poglądów politycznych jest zdecydowanie mniej ważna. Z wiekiem takie spory się zaostrzaj ą. Bo pojawia się pustka w życiu i człowiek próbuje ją czymś wypełnić - na przykład wojowniczością polityczną.
Kilkadziesiąt lat temu rodziców nie interesowały poglądy polityczne dzieci. Mężów nie interesowały poglądy polityczne żon, bo zadaniem żon było siedzieć w domu. To wszystko się zmieniło. Coraz większe podziały polityczne wewnątrz rodzin to wskazówka demokratyzacji więzi rodzinnych i tego, że stajemy się coraz bardziej niezależni względem siebie.
Mam wątpliwości, czy to dobrze. Więź rodzinna jest silniejsza, kiedy różnice w poglądach politycznych są tłamszone i niewypowiadane. Jak się siedzi cicho, nie daje się powodów do wojenek. Głośne i emocjonalne mówienie o swoich poglądach prowadzi do kłótni, a to z kolei do tego, że rzadziej się spotykamy. Jak rzadko się spotykamy, to więzi rodzinne się rozpadają. Będą dwie imprezy rodzinne, dwa spotkania świąteczne, żeby się nie spotkać z tymi, którzy myślą inaczej.
JAK SŁUCHAĆ?
Jacek Jakubowski, psycholog z grupy TROP, podkreśla, że to jest najważniejsze:Boję się, że czerwona linia, za którą nie można już pozostać „na zewnątrz”, została przekroczona. Jak w Rwandzie Hutu wyrzynają się z Tutsi, to nie możesz mówić: „Porozmawiajmy o pogodzie”. Siądźmy więc naprzeciwko siebie i starajmy się siebie zrozumieć. Bo co innego słuchać, co ktoś mówi - to trafia do twojej narracji i nie możesz się zgodzić, że czerwone jest zielone. A co innego słuchać kogoś. Wtedy to, co wiesz o świecie, na moment bierzesz w nawias i słuchasz racji i emocji drugiego człowieka. Trzeba wysłuchać i prosić o wysłuchanie. Tylko trzeba pamiętać, że dialog – jak to powiedział jeden kardynał - „jest niebezpieczny, bo może coś zmienić”. W nas.
Wojciech Staszewski, Ewelina Lis
„Newsweek”
„Newsweek”
» ŹRÓDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz