Tak na marginesie, pan Adam Bodnar pewnie dostał takiego samego SMS-a co Tomasz Lis, z instrukcją, co ma aktualnie myśleć i robić.
Bo oto znany propagandysta, który czasem przebiera się za dziennikarza, albo i redaktora, napisał: „Dręczy mnie pytanie jak Niemcy dowiadywali się gdzie, w którym domu j mieszkaniu, ukrywały się w czasie wojny tysiące Żydów. Ktoś wie?” Nie pozwólmy Tomaszowi Lisowi tak się zadręczać, wyjaśnijmy, że i teraz w Polsce przyłączonej do Unii Europejskiej, która jest niczym innym jak realizacją pomysłu na podporządkowanie sobie Europy przez Niemcy, tym razem, jak na razie, bez użycia czołgów, tak jak przedtem i w Polsce okupowanej przez Niemcy w czasie II wojny światowej, ludzie nikczemni woleli służyć Niemcom, niż być wierni państwu polskiemu. Wtedy byli to np. szmalcownicy, a teraz np. Stronnictwo Pruskie. I teraz nich sobie Tomasz Lis odpowie, komu służyłbym podczas II światowej. Zgadujemy, że Berlinowi, tak jak i teraz. I niech sobie odpowie, jakie przyświecałyby mu motywacje. Pewnie tak, jak i teraz, chęć zdobycia forsy. Różnica jest taka, że kiedyś tacy osobnicy dostawali kulkę w łeb w imieniu Rzeczypospolitej, a teraz mają stołki opłacane przez podatników. Zresztą, srał go pies.
Wypowiedź Rzecznika Praw Obywatelskich nie jest niczym nowym. Najzwyczajniej chciał przypomnieć swoim mocodawcom, że mimo pewnego zamieszania w Polsce, należy duszą i ciałem do Stronnictwa Pruskiego. Można się zastanawiać, dlaczego akurat teraz. Bo wygląda to tak, jakby miała paść salwa, a on krzyknąłby, nie strzelajcie do mnie, jestem folksdojczem! Mój ulubiony publicysta, Stanisław Michalkiewicz, dawno zauważył, że nasi „przyjaciele” zza Odry i Nysy prowadzą metodyczną kampanię medialną, mającą zdjąć z Niemców winę za holocaust i obarczyć ową winą inne narody. W 2011 r. pan prezydent Bronisław Komorowski, mimo, że przysięgał, iż będzie „strzegł niezłomnie godności Narodu”, postanowił nasrać na naród polski i „napisał” list, który w Jedwabnem, w imieniu prezydenta, przeczytał Tadeusz Mazowiecki, a w którym to czytamy, że „naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą”. I, chyba od tego czasu, twierdzenie o współodpowiedzialności Polaków za holocaust, obowiązuje wszystkich, którzy chcą się załapać na forsę z Berlina, którą rozprowadzają rozmaite fundacje, stowarzyszenia, „organizacje pozarządowe” itd. Zauważmy jeszcze tylko, że Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar i prezydent Bronisław Komorowski, użyli słowa „musieć”. Widać Polacy mogą umierać w kolejach do lekarza, mogą być ograbiani podatkami na każdym kroku, mogą być zdradzani przez tzw. elity i tu nie ma problemu. Ale koniecznie muszą uznać, że ponoszą współwinę za holocaust.
Czasem z tego powodu dochodzi do zabawnych sytuacji. Oto, w swoim czasie, prezes telewizji publicznej pan Juliusz Braun, napsioczył na film „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym to przedstawiono żołnierzy Armii Krajowej jako antysemitów, którzy w najlepszym razie nic nie mieli przeciwko holocaustowi. A zaraz później, gdy pewnie mu wytłumaczono, jaka na tym etapie obowiązuje postawa, kupił ten film od Niemców i kazał go wyświetlać w telewizji publicznej, co dało pretekst „naszym przyjaciołom” zza Odry i Nysy do twierdzenia, że w filmie jest pokazana prawda o Polakach, bo ten film w Polsce pokazują.
Tak jakoś w tej biednej Polsce jest, że ci, którzy służą Polsce mają „ran na skórze hojnie, pustki z powrotem w komorze”, ci którzy służą sobie, mają się różnie, jedni lepiej, drudzy gorzej, a ci, którzy służą obcym państwom, mają się jak pączki w maśle, zamiast dyndać na szubienicach.
© Michał Pluta
1 lipca 2017
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
1 lipca 2017
źródło publikacji:
www.michalpluta.bloog.pl
Ilustracja © DeS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz