Frans Timmermans, bawiąc w Gdańsku na urodzinach Kukuńka oświadczył, że w sprawie praworządności w Polsce „nie odpuści”. A prestiż jest ważny, bo właśnie Unia Europejska rzutem na taśmę wreszcie zatwierdziła umowę CETA „o wolnym handlu” z Kanadą. Zablokowała ją… Walonia, bez zgody której Belgia nie mogła wyrazić na nią zgody – co groziło definitywnym jej zablokowaniem. Aliści w ostatniej chwili unijni mandaryni jakoś Walonów zmłotowali, co pokazuje, ze do budowy, a zwłaszcza – do utrzymania imperium demokracja nie wystarczy. W ogóle sam pomysł „imperium demokratycznego” wydaje się niedorzeczny, jako rodzaj sprzeczności samej w sobie. Nawiasem mówiąc, ta licząca grubo ponad 1000 stron umowa na pewno nie jest umowa o „wolnym handlu”, chociaż tak się nazywa. Na tym tysiącu stron muszą bowiem być zapisane jakieś liczne zastrzeżenia, jakieś limity, jakieś procedury, dla przestrzegania których musi być utworzony potężny aparat biurokratyczny – a skoro tak, to o żadnym wolnym handlu mowy być nie może. Wolny handel bowiem polega na tym, że sprzedający może sprzedać co chce, komu chce, ile chce, gdzie chce i kiedy chce. Podobnie kupujący może kupić co chce, ile chce, u kogo chce i kiedy chce. Jeśli tak nie jest, to znaczy, ze umowa między UE i Kanadą dotyczy czegoś innego, ale na pewno nie „wolnego handlu”.
To zresztą wkrótce pewnie się wyjaśni, natomiast nie jest jasne, co Komisja Europejska zrobi Polsce za uchybienie „zaleceniom”. Teoretycznie może pozbawić nasz nieszczęśliwy kraj możliwości głosowania w organach UE, albo nawet zastosować sankcje, ale wszystko może też rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach, zwłaszcza po odstąpieniu rządu od kontraktu z francuskim Airbusem na zakup śmigłowców „Caracal”. Od samego początku zwracała uwagę okoliczność, że Polska za te śmigłowce miała zapłacić cenę dwukrotnie wyższą od tej, jaką płaciły inne kraje, które je kupowały. Wprawdzie bezbronni cywile w mediach, najwyraźniej zmobilizowani przez jakichś mocodawców, jeden przez drugiego wyjaśniali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo te śmigłowce miały specjalny „wsad”, sprawiający, że ich wartość tak gwałtownie wzrosła - ale te zmasowany charakter tych zapewnień tym bardziej nie rozwiewał podejrzeń, że pod stołem musiały przejść jakieś spore pieniądze, które teraz trzeba by oddać – ale jak tu oddać, jak już pewnie zostały wydane? W tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny, dla których pułkownik rezerwy Adam Mazguła w obszernej wypowiedzi dla niezależnych mediów oświadczył między innymi, że nasza niezwyciężona armia w razie potrzeby stanie z obronie konstytucji. Pan pułkownik Mazguła dał do zrozumienia, że w swojej opinii wcale nie jest w kołach wojskowych odosobniony, a skoro tak, to podejrzenia, ze rząd zdołał uchwycić zaledwie przyczółki zewnętrznych znamion władzy wcale nie są takie bezpodstawne. W takiej sytuacji Nasza Złota Pani, która z pewnością ma przełożenie na postanowienia brukselskich mandarynów, ma całkiem spory zestaw narzędzi dla zdyscyplinowania naszego nieszczęśliwego kraju, by w ramach prewencji ogólnej wybić wszystkim innym z głowy jakieś odstępstwa od dyscypliny. Jak już wspominałem, może się posłużyć zapisana w traktacie lizbońskim finezyjną instytucją pod nazwą „klauzula solidarności”, która przewiduje, ze w razie pojawienia się zagrożeń dla demokracji, Unia może zagrożonemu krajowi udzielić bratniej pomocy. Może ona przybrać nawet postać interwencji wojskowej, ale można obejść się bez tego, jeśli zagrożenia dla demokracji udałoby się usunąć przy wykorzystaniu askarisów tubylczych, niczym w 1918 roku podczas stanu wojennego. Jak pamiętamy, generał Jaruzelski przechwalał się, że spacyfikował kraj „suwerenną decyzją”, to znaczy – przy pomocy niezwyciężonej armii, która stanęła na nieubłaganym gruncie obrony socjalizmu i sojuszu ze Związkiem Radzieckim, no i przy pomocy ubeków, którzy gotowi są gołymi rękami udusić każdego, kto by spróbował zabrać im słynne „zdobycze”. Od tamtej pory niewiele się zmieniło tyle, że tym razem nikt nie broniłby socjalizmu, czy sojuszu, tylko demokracji i konstytucji - ale poza tym mogłoby być tak samo: ubowcy ze zorganizowanych w Komitecie Obrony Demokracji ubeckich dynastii z entuzjazmem zrobiliby porządek z faszystowską hydrą, osłonę siłową zapewniłaby im niezwyciężona armia, zaś o osłonę polityczną całej operacji postarałaby się Unia Europejska, tłumacząc światu, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo skoro faszyzm podniósł głowę, to trzeba mu ją odrąbać, to chyba jasne?
Oczywiście najpierw ktoś musiałby Unię o to poprosił i sądzę, że po to właśnie utworzony został KOD, którego przewodniczący w osobie pana Mateusza Kijowskiego to zadanie wykona. Już chyba zaczyna się do niego przygotowywać, bo skarży się, że jest „inwigilowany” i prześladowany na wszystkie możliwe sposoby przez faszystowski reżym. Wyobrażam sobie, jak na widok takiego męczeństwa Nasza Złota Pani nie może już powstrzymać łez, a w tej sytuacji na odpowiedź nie trzeba będzie długo czekać. Z drugiej jednak strony, po złożeniu takiej prośby pan Kijowski może okazać się osobnikiem jednorazowego użytku i tym właśnie tłumaczę sobie nagłą woltę naszego Kukuńka, czyli byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, który oświadczył, że „zrywa” z KOD-em i przyłącza się do Platformy, której przewodniczący pan Schetyna też się natychmiast od pana Kijowskiego zdystansował. Najwyraźniej musiał paść w tej sprawie jakiś rozkaz, a to oznacza, że powoli zbliżamy się do fazy realizacji.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz