Nie były to sytuacje jednostkowe. Była to zaplanowana akcja germanizacyjna ze strony III Rzeszy Niemieckiej. A wszyscy słyszeli o, dosłownie, przemyśle wywożenia „Dzieci Zamojszczyzny”.
Ale akcja ta, z różną intensyfikacją i w różnym czasie, objęła wszystkie tereny polskie wcielone do Niemiec po 1939 oraz tzw. Warthegau czyli „Kraj Warty”. W wyniku tej akcji Niemcy w czasie II wojny wywieźli ponad 150 tys. (sic!) polskich dzieci. Szacuje się, że wróciło do Polski z powrotem około 22-23 tysięcy – czyli 15%. Bywało, że owi sztuczni „Niemcy” dowiadywali się o tym, że są Polakami w wieku pięćdziesięciu lat. Zapewne większość nie dowiedziała się nigdy.
Planowa akcja niemiecka nowoczesnego „jasyru”, niczym tego tatarskiego ze średniowiecza, doprowadziła do dziesiątków tysięcy autentycznych rodzinnych tragedii – nie tylko tragedii narodu. Gdy mojemu koledze z Poznania urodził się syn, jego dziadkowi, wspomnianemu pan S., któremu dwóch braci porwali Niemcy (jego samego ukryli sąsiedzi…), wyrwało się na widok wnuka blondyna ‒ „Gdyby teraz byli Niemcy, to by go zabrano”. Świadczy to o niebywałej traumie trwającej 70 lat!
A ja z dzieciństwa pamiętam opowieści mojej śp. Mamy o Dzieciach Zamojszczyzny właśnie. Musiały być poruszające, skoro pamiętam to po przeszło 40 latach. To była jedna z tych rzeczy, którą szczególnie zapamiętałem.
Dzisiaj już nie tylko polska opinia publiczna, ale też wreszcie polski rząd walnął pięścią w stół, gdy chodzi o zabieranie polskich dzieci przez władze niemieckie. I warto podkreślić, że przyniosło to natychmiastowy skutek. W sprawę zaangażowali się szefowie resortu sprawiedliwości i spraw zagranicznych, na rozprawę do niemieckiego sądu pojechał wysokiej rangi przedstawiciel Konsulatu RP w Monachium.Polska pokazała, że będzie bronić swoich obywateli, także tych najmniejszych, ledwo co narodzonych – nawet jeśli żyją na obcej ziemi.
Za długo jestem jednak w polityce, by uwierzyć w natychmiastową przemianę państwa niemieckiego i jego struktur w tym obszarze. Nie sądzę, aby po tym jednostkowym wypadku, należałoby od razu formułować opinię o zmianie nastawienia Berlina w zakresie tej „nowej germanizacji”. Myślę, że teraz władze RFN będą „badać bojem” czy ze strony Polski to tylko słomiany zapał w obronie małych Polaków czy rzeczywista, konsekwentna, strategiczna zmiana w porównaniu z hańbą milczenia i pozorowanych gestów za 8-letnich rządów PO-PSL. Szczęście w nieszczęściu, że to urzędowe, oficjalne uprowadzenie polskiego niemowlaka przez Jugendamt nastąpiło dosłownie kilka dni przed wizytą kanclerz Niemiec w Polsce. Oczywiście niemieckie sady są, jak powszechnie wiadomo, całkowicie, ale to absolutnie całkowicie niezależne(!?) od rządu ‒ lecz, ot, przypadek, trzeba trafu, 48 godzin przed wizytą Frau Kanzlerin w Warszawie niemiecki sąd na niejawnym posiedzeniu (sic!) podejmuje decyzję, która nie rujnuje politycznego znaczenia spotkania kanclerz Merkel z szefową polskiego rządu, a potem przywódcami państw tworzących „V4” czyli Grupy Wyszehradzkiej. Pragmatyczni Niemcy wiedzieli, że gdyby sąd wydał inną decyzję niż wydał, słusznie rozwścieczone polskie media i – po dobrej zmianie ‒ stanowczy polscy politycy, bez zahamowań rzuciliby się do gardła Angeli.
Znów okazało się, że warto być twardym. Także w obronie polskich dzieciaków.
© Ryszard Czarnecki
31 sierpnia 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska”
(tekst za blogiem Autora)
31 sierpnia 2016
źródło publikacji: „Gazeta Polska”
(tekst za blogiem Autora)
Ilustracja © Ruhr Nachrichten / www.ruhrnachrichten.de
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz