Pozew dotyczy naruszenia dóbr osobistych żołnierzy AK, rozumianych jako prawo do tożsamości narodowej, dumy narodowej i narodowej godności oraz wolności od mowy nienawiści. Do procesu przystąpiła przystąpiła także Prokuratura Okręgowa w Krakowie „z uwagi na ważny interes społeczny”.
Uzasadniając pozew pełnomocnicy powodów, mec. Monika Brzozowska-Pasieka i mec. Jerzy Pasieka (bronią pro bono) oznajmili, że ich klienci domagają się przeprosin we wszystkich telewizjach (60 na całym świecie), w których film był emitowany lub do których go sprzedano, informacją historyczną stwierdzającą, że jedynymi winnymi Holocaustu byli Niemcy. Podobny komunikat miałby też się znaleźć na stronie internetowej twórców, czyli ZDF oraz autorów scenariusza i reżysera. Powodowie chcą także usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów (według powodów w AK nie było takiego zwyczaju) i zapłaty 25 tys. zł.
Jak się należało spodziewać, pełnomocnicy pozwanych producentów adwokaci Karolina Góralska i Piotr Niezgódka wnosili o odrzucenie pozwu bez jego merytorycznego rozpoznania. Swój wniosek o oddalenie pozwu co uzasadniali tym, że sąd polski nie jest właściwy do rozpoznawania sporu de facto globalnego. Podnosili m.in., że „tematyka filmu jest oderwana od Polski, a spośród 270 minut akcji filmu tylko 20 minut dzieje się w Polsce”. Na wypadek, gdyby sąd nie odrzucił pozwu pozwani wnieśli o jego oddalenie wskazując, że producenci przy realizacji filmu korzystali z wolności do twórczości artystycznej. Mec. Niezgódka uzasadniał swój wniosek słowami:
„Niezależnie od tego producenci wyrazili ubolewanie, że ten film został w taki sposób odebrany w Polsce. Nigdy nie było ich intencją, aby ten film został w ten sposób odebrany w Polsce”. Sąd, pod przewodnictwem sędziego Kamila Grzesika, oddalił argument o braku jurysdykcji krajowej uznając, że polski sąd ma prawo i obowiązek procedować w tej sprawie, skoro film był dostępny także na terenie Polski, bowiem w 2013 r. wyemitowała go TVP. W związku z tym polski sąd ma też prawo ocenić tego skutki. Ponadto sędzia Kamil Grzesik zarządził, że niemieccy świadkowie zostaną przesłuchani przez polski sąd za pomocą telekonferencji. Nie było to po myśli pełnomocników pozwanego, którzy chcieli, aby odbyło się to w formie pomocy prawnej przed niemieckim sądem. Krakowski sąd uznał, że należy kierować się zasadą bezpośredniości postępowania.
Podczas rozprawy sąd przesłuchał Radłowskiego jako powoda. W trakcie przewodu sądowego sąd przystąpił do obejrzenia filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Co ciekawe, o czym poinformował sąd, TVP zażądała od sądu 849 zł, za udostępnienie tego filmu. Ale szybko okazało się, że po otrzymaniu informacji o „żądaniu TVP” Prezes Jacek Kurski zadeklarował, że TVP odstąpi od żądania w/w zapłaty. Czyżby do dziś TVP nie oczyściła się z proniemieckich osobników? Ciekawe też jest to0, jakimi przesłankami kierowała się TVP żądając powyższej opłaty za udostępnienie filmu?
Z przesłuchania powoda, 92-letniego Radłowskiego, wynika, że jest on kapitanem Wojska Polskiego, byłym więźniem obozu Auschwitz-Birkenau, żołnierzem AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego, który po kapitulacji trafił do stalagu, a po wyzwoleniu obozu został żołnierzem WP we Włoszech, a później w II Korpusie Polskim wchodzącym w skład Armii Brytyjskiej. W grudniu 1945 r. przedostał się do Polski i zamieszkał w Krakowie. W 1951 r. został aresztowany i skazany za szpiegostwo na 12 lat więzienia. Opuścił je na mocy amnestii w 1956 r. po czterech i pół roku spędzonych w więzieniu. Odnosząc się do filmu stwierdził: „Przede wszystkim byłem dotknięty, oburzony, uznałem to za fałsz i świadomą robotę niemiecką, w tym celu, żeby chociaż część odpowiedzialności za Holokaust przenieść na Polaków, że Polacy też są winni”.
Po emisji filmu w sądzie dodał: „Ja to rozumiem w ten sposób, że Niemcy, którzy rozpoczęli wojnę z Żydami już na terenie Niemiec, a potem doszli do Polski i utworzyli obozy koncentracyjne i tam ich mordowali, teraz część odpowiedzialności chcą zrzucić na Polaków i wszystko robią, żeby nas w to wciągnąć”. Pan Radłowski powołał się na konkretne sceny filmu, np. kiedy żołnierze AK napadli na pociąg, a po stwierdzeniu, że są tam Żydzi w pasiakach, zamknęli z powrotem wagony. „Nie wyobrażam sobie, że gdyby doszło do tego, że pociąg został zatrzymany, wagony zostałyby zamknięte i nie udzielono by pomocy Żydom”
Przywołał także inną scenę, w której partyzanci kupują żywność od chłopów, „ale pod warunkiem, że nie ma wśród nich Żydów”. „Nigdy o tym nie słyszałem, nigdy takiej sytuacji nie było”. Zaprzeczył również, by żołnierze AK okradali zwłoki, co przedstawiono w filmie. „To było nie do pomyślenia – z pełnymi honorami i religijnymi, i wojskowymi te osoby były chowane i nikomu do głowy nie przyszło, żeby tak było”.
kadr z filmu |
Proces monitoruje, a także prowadzi szeroką akcję informacyjną w tej sprawie Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom (RDI).
Maciej Świrski, prezes Reduty Dobrego Imienia, podczas konferencji prasowej podkreślił, że emisja kłamliwego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” miała miejsce w ponad 60 krajach. „On był wyświetlany w Niemczech i w innych krajach Europy jako taka historia, która się rzeczywiście wydarzyła. Dopiero pod naciskiem opinii publicznej, w tym akcji Reduty i w ogóle narodu polskiego, który oburzony tym filmem reagował żywiołowo, pojawiły się tam takie wątki, że to jest fikcja i tak dalej. To pokazuje, w jaki sposób Niemcy kształtują opinię publiczną na temat II wojny światowej. Jeżeli ten proces zakończy się sukcesem strony polskiej, czyli Niemcy zostaną uznani za winnych szkalowania narodu polskiego, żołnierzy Armii Krajowej i naruszenia polskich dóbr osobistych, to będzie duży sukces zmienionej polskiej polityki historycznej” – stwierdził Świrski.
Jak poinformował PAP, pełnomocnicy pozwanych prowadzą sprawę pro bono, natomiast Reduta finansuje koszty przejazdu i zakwaterowania żołnierzy AK. Dobrze się stało, że wreszcie znalazł się sąd, który rozpoczął proces w sprawie zniesławiania polskiego Narodu. Nie wiemy jak zakończy się ta sprawa, ale jest to wreszcie pierwszy taki proces. Jeśli zapadnie wyrok korzystny dla polskiej pamięci to myślę, że należy także postawić przed sądem Jana Tomasza Grossa i jemu podobnych.
Proces będziemy śledzić i przekażemy informacje z dalszego postępowania sądowego.
© Ireneusz T. Lisiak
Lipiec 2016
źródło publikacji: „Myśl Polska” nr 31-32 (31.07-7.08.2016)
www.mysl-polska.pl
Lipiec 2016
źródło publikacji: „Myśl Polska” nr 31-32 (31.07-7.08.2016)
www.mysl-polska.pl
Ilustracja Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz