Często zadajemy sobie pytanie, dlaczego Niemcy – naród rozmiłowany w porządku, zazwyczaj tworzący solidne państwo – są obecnie całkowicie bezradni wobec napływu tzw. uchodźców. Gdyby to Polacy, Czesi albo Ukraińcy masowo obmacywali Niemki, dokonywali publicznych zabójstw lub aktów wandalizmu, natychmiast trafialiby do więzień lub z odciskiem buta na tyłku opuszczaliby rzekomo umowne granice Federalnych Niemiec.
Skoro jednak wyżej wymienionych czynów dopuszczają się przedstawiciele innej kultury, rasy lub religii, aparat państwowy ma spore skrupuły w wykonywaniu swych obowiązków.
Niemcy bowiem okryli się hańbą, stając się wyznawcami nazizmu, który to zamierzał ustawić niebieskookich blondynów w roli nadludzi. Nadludzi, którym wszystko wolno, zwłaszcza wobec brunetów. Mordowanie bezbronnych cywili w podbitych przez III Rzeszę krajach spowodowało, że naród niemiecki do dziś jest paraliżowany historycznymi wyrzutami sumienia uniemożliwiającymi po ponad 70 latach zrobienie porządku ze zwykłymi bandziorami. Niemców paraliżuje strach, że znów będą okrzyknięci nazistami i rasistami. Sprawa jest tak kuriozalna, że w czasach hitlerowskich Niemcy prześladowali rozmaite narody na podbitej przez siebie ziemi, a także dręczyli swoich Żydów maksymalnie zasymilowanych, których nie sposób było odróżnić gołym okiem od aryjskiego sąsiada.
Fatalne historyczne doświadczenie uniemożliwia państwu niemieckiemu zrobienie porządku na własnej ziemi z ludźmi, którzy dosłownie gwałcą w poczuciu całkowitej bezkarności tylko dlatego, że nie są niebieskookimi blondynami. Niemcy są dziś narodem pozbawionym bohaterów, nie bardzo mają komu stawiać pomniki. Osiągali wprawdzie sukcesy militarne, ale za tymi sukcesami militarnymi kroczyła hańba rzezi niewinnych. Naród pozbawiony bohaterów nie ma przykładu, wzoru, fundamentu, na którym zbuduje sprawne państwo będące w stanie rozwiązywać realne problemy dnia codziennego.
Podobnie rzecz się ma z Ukrainą. Ukraińcy spóźnili się ze swymi aspiracjami narodowymi prawie o 100 lat. Gdyby w 1920 r. Ukraińcy poparli atamana Petlurę i jego wizję zaprzyjaźnionej z Polską Ukrainy, Związek Radziecki na zawsze zostałby regionalnym dziwolągiem jak Korea Północna, Ukraina nie zhańbiłaby się banderyzmem, a i pewnie Niemcy nie wygenerowaliby zbrodniczej III Rzeszy. Nasi wschodni sąsiedzi wciąż jednak mają kłopoty z kalendarzem i zegarkiem, a z braku laku budują swoje państwo na zgniłym fundamencie zbrodniczego banderyzmu, który daje pretekst do ataku ze strony Rosji i każe zachować powściągliwość wobec planów politycznych Kijowa rozsądnym Polakom.
Zupełnie inaczej kwestie historyczne rozwiązują Rosjanie. Eklektyczna struktura rosyjskiej bohaterszczyzny skutecznie łączy ogień i wodę. Wygenerowany przez komunistyczne służby specjalne prezydent bywa w cerkwi, odwiedza grób zamordowanego przez bolszewików cara i na równi stawia generałów broniących Rosję przed Napoleonem z sowieckimi marszałkami planującymi zgotowanie światu nuklearnej hekatomby. Jednak dusza rosyjska różni się od naszych rzymskich standardów i każda próba negocjacji musi skończyć się zawsze naszą porażką. Tam zawsze obowiązuje moralność Kalego. Jak Rosja bić – to dobrze, jak Rosję bić – to źle.
Myślę, że w tej sytuacji stoi przed nami historyczna szansa, możemy bowiem budować państwo polskie w oparciu o czyny prawdziwych bohaterów, a nie zaprzańców czy koniunkturalistów. Tysiące patriotów na pogrzebach Żołnierzy Wyklętych jasno pokazuje, że opatrzność otworzyła nam okno historii. Moralnie czyści i bezkompromisowi żołnierze antykomunistycznego podziemia są doskonałym wzorem zwłaszcza dla klasy politycznej, ale i dla każdego przysłowiowego Kowalskiego. Tym ludziom naprawdę nikt przyzwoity nie może nic zarzucić, a każdy krytyk stawia się na marginesie narracji historycznej. Ci bohaterowie wychodzili z prostego założenia, że żadna obca stopa nie może bezkarnie deptać polskiej ziemi. Czyż to nie jest wspaniały wyznacznik do zawierania sojuszów wojskowych i politycznych i postępowania z tzw. uchodźcami? Ci, którzy zarzucają Wyklętym brak realizmu politycznego, bohaterszczyznę lub zwykły bandytyzm, nie mają odwagi zarzucić tego samego powstańcom warszawskiego getta i żydowskim grupom zbrojnych ukrywającym się po lasach. Dziś doskonale wiemy, czyje pomniki powinny zdobić nasze miasta i kto powinien być patronem ulic. Ci z nas, którzy deklarują się jako katole, nie mają najmniejszych wątpliwości, że budowa nowej Polski na fundamencie kultu „Inki”, „Łupaszki” czy Pileckiego stawia nas w uprzywilejowanej pozycji wobec sąsiadów. Bezkompromisowi obrońcy narodu polskiego przed niemieckim nazizmem, rosyjskim komunizmem i banderowskim szowinizmem to doskonali patroni nowoczesnej myśli politycznej jasno wyznaczającej wektory real polityki. Czy polski robotnik pozwoli się poniewierać pakistańskiemu pracodawcy w Wielkiej Brytanii, jeśli będzie czuł, że odradzające się państwo polskie jest w stanie Brytyjczykom przypomnieć zasługi dywizjonu 303? Czy polska kasjerka w Lidlu będzie chodzić ze spuszczoną głową, nosząc pod służbowym strojem koszulkę z „Inką” i mając świadomość, że polski prezydent i premier wiedzą, że „Inka” była bohaterską bojowniczką o honor narodu, a nie jak dotąd przekonywano – rozwydrzoną członkinią zbrojnej bandy? Myślę, że nadchodzi też czas polityków, którzy po kolejnych państwowych pogrzebach Żołnierzy Wyklętych, siadając do stołów negocjacyjnych z przywódcami Rosji, USA, Niemiec, Ukrainy czy innych państw, przestaną w końcu spuszczać wzrok, a będą wreszcie im patrzeć dumnie prosto w oczy. Tak jak zwykł to robić w westernach Clint Eastwood chwilę przed sięgnięciem po rewolwer.
Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa! Kupujcie nowe numery oraz inne tygodniki z naszego wydawnictwa! Wspomagacie w tej sposób niezależne, polskie media!
© Marian Kowalski
6 września 2016
źródło publikacji: „Tylko u nas! Marian Kowalski: Cześć i chwała bohaterom!”
www.polskaniepodlegla.pl
6 września 2016
źródło publikacji: „Tylko u nas! Marian Kowalski: Cześć i chwała bohaterom!”
www.polskaniepodlegla.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz