Nic więc dziwnego, że ta całkiem świeża powieść została już przetłumaczona na wiele języków na świecie.
W tym miejscu muszę przyznać, że nie czytałem jej jeszcze w polskim tłumaczeniu (mam zamiar uczynić to wkrótce) więc moja ocena bazowana jest na angielskojęzycznym oryginale, dlatego też zwlekałem z recenzją czekając na polskie wydanie. Ponieważ już kilkakrotnie przekonałem się, że całkiem niezłe książki w oryginale traciły wiele ze swej wartości po „przemieleniu” ich (bo trudno nazwać to tłumaczeniem) na język polski przez niektórych osobników podających się za tłumaczy, dlatego od dawna podchodzę z nieufnością do wszelkich tłumaczeń z języków które znam. Zanim wyrażę swoją opinię przy okazji polskiego tłumaczenia zobowiązałem się, że przeczytam dane dzieło ponownie po polsku. Dzisiaj ponownie przeglądając sieć w poszukiwaniu polskich wydań zostałem bardzo mile zaskoczony przez Google, gdyż natrafiłem na wczorajszą recenzję tej właśnie książki, napisanej już przez jedną z blogerek- recenzentek. Pani ta nie tylko, że także bardzo gorąco poleca tę książkę, ale też w swym opisie użyła niektórych ze sformułowań, których sam planowałem użyć (zakładając, że polskie wydanie będzie równie dobre).
Pani Recenzentka starała się czytać ją jak najdłużej, aby trwać w wykreowanym przez autora świecie. Ja także starałem się powoli przeżuwać opowieść paryżanki Marie-Laure mieszkającej wraz z ojcem, która jako małe dziecko straciła wzrok i nauczyła się poznawać świat dotykiem i słuchem, podczas gdy Werner Pfennig, mieszkaniec odległego Zagłębia Ruhry, podczas jednej z zabaw znalazł zepsute radio, naprawił je, a wkrótce potem stał się ekspertem od radioodbiorników...
Gdy kilka lat później wybucha II wojna światowa, Werner Pfennig służy już w oddziale żołnierzy zajmujących się namierzaniem wrogich transmisji radiowych i trafia do Francji. Niemcy wkraczają do Paryża i 12-letnia już Marie-Laure ucieka z ojcem do małej miejscowości w Bretanii.
Tam właśnie życie Marie-Laure i Wernera zostaną ze sobą splecione.
Co prawda, czytając te książkę - w przeciwieństwie do wspomnianej Recenzentki - moje oczy były zatwardziale suche (wcale nie dlatego, abym był jakimś „maczo-brutalem”; po prostu nie jestem w stanie zapłakać nad choćby najlepszą fikcją), ale wszystko inne zgadza się co do joty.* Stąd, do czasu gdy sam ponownie z przyjemnością nie przeczytam jej w polskiej wersji, wnioskuję, że polskie tłumaczenie jest prawdopodobnie równie dobre, co oryginał. Nawołuję więc do Szanownego Czytelnika bądź Szanownej Czytelniczki tych słów: proszę natychmiast pożyczyć, kupić, nawet ukraść tę książkę - i ją po prostu przeczytać!
Jest to idealna lektura na najbliższe chłodne wieczory, do których - proszę mi wierzyć - akurat ta książka naprawdę idealnie pasuje swoimi klimatami...
© Sunt Facta
Manhattan, 26 listopada 2015
Specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polskki
Materiał nadesłany pocztą elektroniczną
Manhattan, 26 listopada 2015
Specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polskki
Materiał nadesłany pocztą elektroniczną
* Cytaty oraz imię i nazwisko ich autorki zostały usunięte.
Dopisek od Autora:
Droga Pani Recenzentko, żadna zgoda nie jest potrzebna na zamieszczenie cytatów lub imion ich autorów, jeśli pochodzą ze źródeł dostępnych publicznie (a Pani recenzja została opublikowana na publicznie dostępnym blogu). Wymagane jest jedynie podanie źródła z którego pochodzą cytaty, co zresztą uczyniłem. Jedynie z uprzejmości powiadomiłem Panią o fakcie cytowania Pani recenzji (gdyż zawsze tak robię) i szczerze przyznam, że byłem ogromnie zdziwiony Pani reakcją.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę Pani email, oraz fakt, że obecność lub brak cytatów z Pani recenzji są w tym przypadku rzeczywiście obojętne, przeredagowałem niniejszy artykuł usuwając cytaty z Pani tekstu, linki do Pani blogu, a także zastąpiłem Pani imię i nazwisko anonimowym określeniem "Recenzentka".
Mam nadzieję, że jest Pani zadowolona z tych zmian.
Sunt Facta / 28 listopada 2015
Okładka polska ©2015 Wydawnictwo Czarna Owca
Okładka oryg. ©2014 Easton Press Publishing
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz