Słowo, jak wiadomo, wylatuje wróblem, a powraca wołem, zwłaszcza gdy trafia się taka okazja.
Toteż znany z histerycznej osobowości pan Andrzej Celiński, podczas przesłuchania u pani redaktor Justyny Pochanke, na które został wezwany w towarzystwie adwokata w osobie mecenasa Romana Giertycha, nie ukrywał swego głębokiego zatroskania moralnym i politycznym upadkiem Jarosława Kaczyńskiego. Nawiasem mówiąc, fakt, że u pani Justyny Pochanke przesłuchiwanemu delikwentowi towarzyszy adwokat, świadczy o milowym kroku w postępach praworządności. Kiedyś tak nie było, kiedyś do TVN wzywano na przesłuchania w sposób nieformalny, na co zwróciłem uwagę asystentowi resortowej „Stokrotki”, czyli pani red. Moniki Olejnik. Próbował on wezwać mnie na przesłuchanie u „Stokrotki” telefonicznie, więc zgodnie z zaleceniami zawartymi jeszcze w „Małym Konspiratorze” z lat 70-tych odpowiedziałem, że oczywiście się stawię, ale pod warunkiem, że dostanę wezwanie na piśmie, z numerem sprawy i zaznaczeniem, w jakim charakterze będę przesłuchiwany: świadka, czy podejrzanego. Obecność pana mecenasa Giertycha, który towarzyszył przesłuchiwanemu przez panią red. Justynę Pochanke panu Andrzejowi Celinskiemu pokazuje, że kropla jednak drąży skałę. Wprawdzie pan mecenas Giertych wykorzystał swoją obecność podczas przesłuchania, by stręczyć się na senatora, ale rozumiem, że nie chce stwarzać szkodliwych precedensów i wynegocjował taką bezgotówkową formę wynagrodzenia. Mniejsza zresztą z tym, bo ważniejsze jest odkrycie, dokonane podczas tego przesłuchania przez pana Celińskiego. Z głębokim zatroskaniem zauważył, że pan prezes Kaczyński pogrążył się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, bo przypisywanie tropikalnym imigrantom posiadania pasożytów i pierwotniaków ma charakter „nazistowski”. Z dialogu między przesłuchującą a przesłuchiwanym wynikało, że spostrzeżenie prezesa Kaczyńskiego jest podobne do „nazistowskich” plakatów z napisem: „Żydzi, wszy, tyfus plamisty”, jakie były rozlepiane w okupowanej Warszawie na granicy getta. Już tam odkrycie pana Andrzeja Celińskiego, a zwłaszcza – jego głębokie zatroskanie, żeby nie powiedzieć – melancholia – zostaną zauważone gdzie trzeba i tylko patrzeć, jak pojawią się uwagi, że „naziści” - jak pierwotnie mniemano - wcale nie rozpłynęli się bez śladu w nocy i mgle, tylko przeniknęli do elit politycznych w Polsce, w związku z czym Polaków nie można zostawić samopas, bo ZNOWU zrobią coś okropnego, tylko trzeba roztoczyć nad nimi polityczną kuratelę starszych i mądrzejszych. Ciekawe, czy pan Andrzej Celiński też jakoś to sobie wykalkulował, bo ostatnio znalazł się jakby na marginesie politycznej sceny, a w przypadku kurateli mógłby zostać ponownie zaangażowany do jakichś, niekoniecznie podrzędnych, czynności burgrabiowskich, podobnie jak mecenas Giertych, zwłaszcza gdyby nie udało mu się zostać senatorem, czy też pani red. Pochanke jego autentyczne zatroskanie wykorzystała instrumentalnie – ale przecież od motywacji ważniejszy jest tu skutek. Tym bardziej, że pan prezes Kaczyński nie tylko się nie pokajał, ale – po pierwsze – wzywając, by podczas kampanii nie przekraczać granicy absurdu, przypomniał najważniejszą zasadę konstytuującą III Rzeczpospolitą: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych, a po drugie – natychmiast się odwinął i przytaczając rządowe zarządzenie w sprawie epidemii oświadczył, że jeśli ktoś dopatruje się tym „nazizmu”, to jest to „nazizm” rządowy. Ładny interes! Tedy biłgorajski filozof, który zlewając się z Leszkiem Millerem w ZLEW-ie, zapuścił sobie brodę i jak tak dalej pójdzie, to upodobni się do samego Karola Marksa, zapowiedział złożenie donosu do niezależnej prokuratury, a może nawet go złożył. „Wszędzie mięsiste węszą nosy, w powietrzu kłębią się donosy”...
Ale te przekomarzania Umiłowanych Przywódców to doprawdy nic wielkiego w porównaniu z ciosami, jakie zaczęły wymierzać sobie okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy. Czyżby w związku z akcją zimnego ruskiego czekisty Putina w Syrii zaktywizowało się zepchnięte wcześniej do głębokiej defensywy Stronnictwo Ruskie, co oznacza, że obok „naszych sukinsynów”, którzy zostali przez Amerykanów naznaczeni na nadzorców mniej wartościowego narodu tubylczego, objawiły się sukinsyny jakieś takie nie nasze? Jak tam było, tak tam było, dość, że pan Zbigniew Stonoga opublikował w sieci korespondencję jaką prowadzili między sobą działacze Nowoczesnej.pl pana Ryszarda Petru. Była ona nieco kłopotliwa, bo zawierała m.in. informacje na temat niezbyt frasobliwego finansowania kampanii, co natychmiast wykorzystał poseł Wipler z partii KORWIN, donosząc do prokuratury na pana Petru. Pan Petru, co prawda bez większego przekonania, dawał do zrozumienia, że opublikowane treści mogą nie być autentyczne, ale natychmiast pobiegł na skargę do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – żeby przykładnie napiętnowała to przestępstwo. Co tam powiedział abewiakom – tego ma się rozumieć, nie wiem, ale nie wykluczam, że mógł im z goryczą przypomnieć, że nie tak się umawialiśmy -na co oni mogli mu odpowiedzieć tak, jak szef Ochrany generał Gierasimow po zamachu na ministra Plehwego: „to nie mój agent; to zrobili socjal-rewolucjoniści maksymaliści pułkownika Trusiewicza!” Jak tam było, tak tam było – ale jakoś być musiało, bo jak tylko pan Ryszard Petru pobiegł na skargę do ABW, CBA w szyku zwartym, z mocą wielką i majestatem wkroczyło na Giełdę Papierów Wartościowych, wychodząc stamtąd z samym szefem, panem Pawłem Tamborskim. Nie tylko zresztą tam – agenci CBA wkroczyli tez do Ministerstwa Skarbu Państwa, żeby ponownie przyjrzeć się prywatyzacji CIECH-u. Ten CIECH jeszcze przed prywatyzacją miał swoją bogatą historię, której mocnym akcentem był tzw. „trójkąt Buchacza” - od nazwiska Jacka Buchacza w Polskiego Stronnictwa Ludowego, ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. „Trójkąt Buchacza” miał doprowadzić do przepływu około miliarda złotych ze spółek państwowych do sektora prywatnego. Z powodu raportu Najwyższej Izby Kontroli minister Buchacz został odwołany, ale nikomu nic się nie stało i nawet po ujawnieniu sprawy pieniądze nadal spokojnie wypływały. Wizytę CBA w Ministerstwie Skarbu Państwa można tedy potraktować jako pierwsze poważne ostrzeżenie – że podsrywanie pana Ryszarda Petru nie będzie tolerowane. Jak wy nam tak – to my wam tak – co stanowi lustrzane odbicie zasady: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych. Bo trzeba nam wiedzieć, że CIECH po tych wszystkich przejściach został sprywatyzowany w ten sposób, że nabył go „pan doktor Jan”, czyli pan dr Jan Kulczyk – podobno bardzo korzystnie. W tej sytuacji trudno nie podziwiać intuicji pana doktora Jana Kulczyka, który najwidoczniej coś musiał przeczuwać, skoro niedawno taktownie zmarł w Wiedniu. Widać, że z jednej strony gwałtownie rosnące w siłę Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie zamierza głęboko przeorać rolę pod zasiew „naszych sukinsynów” - ale że pozostałe stronnictwa: Pruskie i Ruskie, nie zamierzają składać broni – a to oznacza, że zimna wojna może być kontynuowana również po wyborach.
© Stanisław Michalkiewicz
Październik 2015
Artykuł opublikowano w tygodniku „Goniec” (Kanada)
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Artykuł opublikowano w tygodniku „Goniec” (Kanada)
www.michalkiewicz.pl ☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Notatka: wszystkie ilustracje pochodzą od redakcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz